śp. S. K.
Poseł Platformy Obywatelskiej
AUTORKA
z http://blog.rp.pl/tablicawspomnien/2010/04/14/sp-sebastian-karpiniuk/
" Przykro o tym mowic, ale jesli mamy zapamietac, ze ”prawda jest jedna i lezy tu gdzie lezy” to napewno nie
bedzie prawdą ta prawda i napewno nie przejdzie do historii - chyba, ze ktos nominuje posmiertnie posla
Karpiniuka do konkursu o zlote usta. Posel Karpiniuk byl sztandarowym przykladem tego, co dzieli a nie
laczy, a takze tego co jatrzy. Smutna prawda i nie chce takiego przykadu zachowania i kultury dla mojego
syna. Mysle, ze na sadzie ostatecznym kiedy go Pan Bog zapyta co zrobiles dobrego dla innych w swoim
zyciu ?, pewnie bedzie mu ciezko odpowiedziec na to proste pytanie ………………………….."
http://blog.rp.pl/tablicawspomnien/2010/04/14/sp-sebastian-karpiniuk/
ANEKS.
Polskie Debeściaki
Jak powszechnie wiadomo polscy piloci nie nadają się do latania. Niemal od początku istnienia polskiej awiacji regularnie doprowadzali do unicestwienia pilotowane maszyny, nierzadko wraz z załogami. Nawet takie asy jak Żwirko i Wigura na koniec niszczyli własne samoloty. A Skarżyński, co to Atlantyk przeleciał? W Atlantyku został pochowany. Oczywiście z maszyną, w dodatku będącą własnością rządu Jej Królewskiej Mości. Zresztą jeśli chodzi o niszczenie brytyjskich samolotów to nie bez przyczyny dowodzący RAF-u długo nie chcieli pozwolić pilotom dywizjonu 303 siąść za sterami Hurricanów i Spitfire'ów. Wiedzieli na co ich stać. Najbardziej przekonali się o tym piloci Lufthansy (czy jakoś tak) za czasów marszałka Goeringa. Ile oni mu krwi napsuli! Jakby w ogóle nie potrafili latać! Co znajdą się nad Kanałem lub terytorium właśnie jednoczonej Europy, już najnowocześniejsze niemieckie maszyny lecą na ziemię. Oczywiście nie zawsze im się wszystko udawało. Np. za czasów komunistycznych wielokrotnie próbowali doprowadzić do zestrzelenia własnych maszyn przez pilotów radzieckich migów, a mimo to samoloty jakoś się ostawały. Potem oczywiście to Niemcy musieli je reperować głównie na lotnisku Tempelhof. Jeden z takich wariatów wylądował nawet Migiem 15 na Bornholmie choć wszyscy wiedzieli, że wyspa jest na to za mała. No szczyt bezmyślności.
Nie może w takiej sytuacji dziwić społeczna akcja wielu wysokonakładowych mediów uświadamiająca, że w przypadku katastrofy lotniczej to pilot jest winien. Polski pilot, żeby nie było wątpliwości. Właśnie w Newsweeku analityk napisał, że jeden z nich (albo wielu) zabili Annę Jantar. Bo wcześniej było, że to jakieś brakoróbstwo towarzyszy radzieckich produkujących Iła 62. Otóż nie - to piloci. Prawdopodobnie jeden z nich wtargnął do kabiny pasażerów i wszystkich zabił. Może jakiś gaz wpuścił, bo śladów po strzelaninie nie zostawił. Samobójca, a jaki sprytny.
Czy znając historię tę starszą i tę najnowszą może ktoś jeszcze wątpić, kto spowodował stłuczkę, no dobra - nieszczęśliwy wypadek w Smoleńsku? To oczywiste - pilot chciał się popisać i zrobić beczkę. Jakby nie brzoza - tak charakterystyczny element rosyjskiego krajobrazu, znowu by mu się udało, a były prezydent popsułby wspólne postpolsko-postradzieckie świętowanie. Trzeba być obsesyjnie podejrzliwym maniakiem typu Fri Jur Majnd et consortes żeby nie umieć się z tym pogodzić.
Dlatego zasadniczo zgadzam się ze słowami obecnego Pana Prezydenta, że najlepiej będzie jak polscy piloci będą latali na drzwiach od stodoły. I park maszyn łatwiej będzie odnowić (łatwy dostęp do części zamiennych) i budżet państwa.
ps.
Ważna informacja dla czytelników młodszych, z tytułem licencjata lub magistra, czytelników wysokonakładowej prasy, zamieszkałych/zamieszkujących w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu i aglomeracji śląskiej: powyższy tekst ma charakter ironiczny.
http://godyn.salon24.pl/245507,polskie-debesciaki